„Szef wezwał na dywanik i zapytał o jego angielski… za 2 miesiące firma wdraża nowy program… w planach są częste delegacje do oddziału w Brighton, personel ma być w pełnej gotowości, i to już – tu i teraz… a jego angielski? Podstawy były… ale nie używany, nie odświeżany, leży odłogiem, jak ta od lat nie tknięta encyklopedia, którą dostał na komunię… do tej pory angielski nie był potrzebny, a czas na naukę zajmowała na przemian praca i rodzina… i co teraz?… gonitwa myśli… może kurs? ale gdzie? i czy znajdę czas? może korepetytor? polecacie jakiegoś? czy lekcja raz w tygodniu wystarczy? W drodze z pracy wpada na chwilę do pobliskiej księgarni, biegnie wzrokiem po półkach oferujących podręczniki, słowniki, rozmówki, fiszki i … jest! Bingo! Ma to! W ręce wpada książka autorki o znanym nazwisku, choć bardziej kojarzy je z egzotycznymi podróżami, ale obietnice na tylnej okładce przemawiają na korzyść wydania tych kilkudziesięciu złotych: „kurs nauki języków obcych oparty o zupełnie nową metodę uczenia,” „uczy mówienia i rozumienia” a w środku setki pełnych zdań, które wydają się być użyteczne w codziennej komunikacji. Pierwszy krok zrobiony, mocno zmotywowany pędzi do domu, żeby jeszcze dziś zacząć…”
Tak mógłby wyglądać potencjalny scenariusz życiowej sytuacji, w której znalazł się przysłowiowy Kowalski lub każdy z nas, kto staje w obliczu nowego wyzwania, jakim jest komunikacja w języku obcym. I czy to weźmiemy pod uwagę tak popularny język angielski, czy też każdy inny język obcy, bez którego nie damy rady egzystować wśród lokalnej społeczności, jak chociażby tajski czy koreański, zasada jest ta sama – chcemy przyswoić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, przy okazji widząc wymierne rezultaty naszej nauki. Czy z „Blondynką na językach” jest to możliwe? Pawlikowska przekonuje nas, że tak. Według autorki, „języka obcego można nauczyć się instynktownie.” Sama wielokrotnie podkreślała w wywiadach, że właśnie w taki sposób opanowała m.in. hiszpański, włoski czy niemiecki. Nie ma powodu, żeby jej nie wierzyć. W swoich poza edukacyjnych dokonaniach robi naprawdę dobre wrażenie i pokazuje czym jest pasja w życiu. Ale czy jej metoda przedstawiona we wspomnianej publikacji jest rzeczywiście tą, którą bez wahania można polecić osobom potrzebującym szybkich i widocznych efektów swojej nauki? Wśród czytelników tej książki zdania są podzielone. Są tacy, którzy z powodzeniem przeszli przez kurs i cieszą się sukcesem, jak również ci, którzy mimo pierwotnego zapału, odłożyli ją do kolekcji w swojej domowej biblioteczce i zwątpili, że kiedykolwiek będą biegle władać językiem, póki co, im obcym. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Otóż, nie bez powodu liczba sprzedanych egzemplarzy „Blondynka na językach – Angielski Brytyjski” przekroczyła, jak podają niektóre źródła, pół miliona egzemplarzy i nadal cieszy się powodzeniem zajmując jedno z czołowych pozycji w ofercie językowej wielu księgarni. Niesłabnąca popularność tego kursu wynika m.in. z tego, że każdy kto chce się oswoić z brzmieniem oryginalnego języka ma taką szansę dzięki załączonym do podręcznika płytom CD (mp3). Jak relacjonują sami użytkownicy, możliwość tzw. osłuchania się z wyrażeniami i zdaniami w języku docelowym zaczerpniętymi z codziennych rozmów, a jednoczesne utrwalenie ich poprzez wielokrotne powtarzanie, skutkuje poprawą płynności wypowiedzi i wzbogaceniem słownictwa.
Jak się okazuje, metoda taka najlepiej się sprawdza np. w samochodzie. Po pierwsze, powtarzanie staje się codzienną rutyną w pozytywnym tego słowa znaczeniu, dając regularność ćwiczeń i widoczne tego efekty. Po drugie, jadąc samochodem, zwłaszcza sami, mamy całkowicie prywatną przestrzeń, gdzie nie wstydzimy się powtarzać po lektorze, nawet jeśli na początku mielibyśmy z tym problemy – zero krytyki, zero stresu, a z czasem widoczne postępy. Również powtarzanie, nawet od niechcenia przy wykonywaniu np. domowych obowiązków, może sprawić, że szybko zaczniemy “łapać” język mówiony…
Kolejnym plusem jest fakt, że nagrania zostały wykonane przez tzw. native speaker’ów odpowiednio dla każdego z oferowanych języków. Uczący się cenią sobie profesjonalne podejście do tematu – nikt nie nauczy wymowy danego języka lepiej, niż jego rodowity użytkownik.
Wspomniany kurs zyskuje również grono zwolenników w grupie tzw. visual learners, a więc osób uczących się poprzez zapamiętywanie wzrokowe. Możliwość zajrzenia do książki z tekstami słuchowisk i porównania, czy ich rozumienie jest poprawne, okazuje się być strzałem w dziesiątkę. W grupie tej są też osoby uczące się poprzez czytanie zdań z podręcznika na głos, porównując przy okazji polską wersję i zapamiętując to połączenie wizualnie. I tu kolejnym plusem jest przejrzysty układ treści – użytkownik nie traci czasu na wertowanie, po to, aby znaleźć tłumaczenie. Otwarcie książki na dowolnej stronie przedstawia czytającemu pełne zestawienie; na lewej stronie tekst w języku obcym, a na prawej jego odpowiednik polski. Taki układ plus czytelna numeracja nagrań kompatybilna z oznaczeniami z CD jest dla użytkowników ceniących sobie porządek i przejrzystą organizację materiałów, istotnym elementem organizacji nauki.
Użytkownicy prezentowanego kursu, szczególnie ci, którzy zaczynają od tzw. podstaw, doceniają dobór tematów oraz prostotę użytych zdań i ich użyteczność, czyli tzw. kontent. Wielu z nich twierdzi, zresztą słusznie, że zdarzają się podręczniki wpajające osobom zaczynającym przygodę z językiem słownictwo całkowicie bezużyteczne na wczesnym etapie nauki, kiedy to jeszcze nie potrafimy zadać najprostszych pytań lub ułożyć nawet krótkich odpowiedzi. Pawlikowska proponuje tu takie sformułowania i słownictwo, które z pewnością pojawią się w naszym pierwszym kontakcie z jego rdzennym użytkownikiem w sytuacjach dnia codziennego.
Z drugiej jednak strony, ci którzy już kiedyś choć trochę zetknęli się z danym językiem obcym i książkę traktują jako swego rodzaju szybki kurs powtórkowy, mogą mieć wątpliwości czy jest to rzeczywiście najlepsza opcja. Monotonne powtarzanie nie do końca zrozumiałych treści, do których brakuje szerszego kontekstu, może być dla wielu osób nieodpowiednim i zniechęcającym rozwiązaniem. Warto pamiętać, że kurs ten można traktować jako swego rodzaju uzupełnienie zajęć tradycyjnych, a możliwość konsultacji z nauczycielem nadaje takiej nauce sens.
Monotonia układu graficznego i użytych struktur, to kolejna potencjalna wada prezentowanej książki. Gdy mamy do czynienia z grupą osób, które potrzebują różnorodności, stymulacji, motywacji, aby skorzystać z prezentowanego materiału i zapamiętać jak najwięcej, wspomniana cecha, dyskwalifikuje tę książkę jako podstawowy podręcznik tradycyjnego kursu.
Warto również zwrócić uwagę na brak konsekwencji tematycznej następujących po sobie zdań. Chociaż kolejne części książki stanowią raczej spójną całość, to osoby uczące się mogą nie dostrzec sensu następujących po sobie wypowiedzi. Tworzy się w ten sposób swego rodzaju misz-masz, który momentami wprowadza czytelników w zakłopotanie, np. Kiedy byłeś w Irlandii? / Byłeś dobrym przyjacielem. / Kiedy byłeś w Irlandii, ja byłem w Ameryce. A z kolei w innym miejscu, mamy do czynienia ze zbytnią monotonią typu: Musiałem wypić…/ Musiałem kupić…/Musiałem obudzić…/ Musiałem wziąć…, co powoduje również że układ tematyczny jest niespójny.
Reasumując, opinie wśród użytkowników nowatorskiego kursu Beaty Pawlikowskiej są całkowicie podzielone. Wśród tych, którzy nabyli wymienioną publikację, znajdą się jej zagorzali zwolennicy, jak również przeciwnicy. Kurs warto jednak polecić jako uzupełnienie zajęć językowych z lektorem, szczególnie tym osobom, które chcą osłuchać się z językiem i udoskonalić wymowę, a także mają cierpliwość oraz możliwość wygospodarowania czasu na konsekwentne słuchanie i powtarzanie.