Znajomość języka obcego to jakby otrzymanie dodatkowego życia. Im więcej ich poznamy, tym więcej  bytów zyskamy. Jest to również sposób, aby oszukać pędzący czas, aby wbrew wszelkim prawom fizyki, żyć i istnieć w kilku miejscach jednocześnie. Moja dodatkowa egzystencja toczy się u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego – w pięknej Lizbonie – dawnej metropolii ogromnego Imperium Portugalskiego, a także w jej dawnej tropikalnej kolonii, portugalskiej perle – Brazylii.

Portugalia w moim życiu pojawiła się przypadkowo za sprawą pana Sylwestra, wróżbity, który na studenckim obozie integracyjnym postawił mi Tarota. „Język portugalski to twoja przyszłość” – tak brzmiała przepowiednia. I chociaż słowa te na początku trochę mnie zmartwiły, postanowiłam nie przeciwstawiać się Tarotowi i postawić wszystko na jedną kartę –tę właśnie, którą wskazał mi pan Sylwester.

Kilkanaście miesięcy po tej przepowiedni, z biegłą znajomością „Portunhola” (czyli języka hiszpańskiego wzbogaconego o gramatykę portugalską) wyruszyłam samotnie do Brazylii. Kraj ten, z biegiem czasu, stał się moją największą miłością, szaloną pasją i drugim domem. Wolontariaty, studia, praca na pełnym etacie i podróże były wstępem nie tylko do dotarcia do jego najdalszych zakątków, ale przede wszystkim do najgłębszych zakamarków brazylijskiej duszy. Wszystko zgodnie z zasadą, którą szczerze wyznaje: „Become friends with people who aren’t your age. Hang out with people whose first language isn’t the same as yours. Get to know someone who doesn’t come from your social class. This is how you see the world. This is how you grow”. Na mojej drodze zaczęli pojawiać się Brazylijczycy z bardzo wielu różnych środowisk, którzy zaprosili mnie do swojego świata. Bogactwo i bieda, wielkie sukcesy i ludzkie tragedie, empatia i obojętność – obserwowałam to wszystko, jednocześnie ucząc się od nich ich niekończącego się optymizmu i wiary w lepsze jutro. Podróżowałam głównie przez serwis CouchSurfing, dlatego osoby, które mnie u siebie gościły, poznawałam dopiero na progu ich domów. Tak więc cztery ściany dzieliłam z ludźmi przypadkowymi, których życie i wartości były zupełnie inne od moich, a ja starałam się zrozumieć o czym oni myślą i o czym marzą, burząc w ten sposób moje stereotypowe myślenie. Taką Brazylię poznałam i taką pokochałam – szaloną, fascynującą i zaskakującą.

Brazylii postanowiłam poświęcić się również zawodowo. Choć głosy zdrowego rozsądku wokół mówiły, że z pasji nie da się utrzymać, że jest tylko niezarobkowym hobby i odskocznią od codzienności. Uparcie wierzyłam, że można żyć tak, aby budzić się każdego dnia z poczuciem misji. Pomimo wzlotów i upadków, cierpliwie realizowałam swoje marzenia, i co się opłaciło. Zaczęły pojawiać się nowe możliwości rozwoju – wszystkie je chwytałam, bo zawsze kuję żelazo póki gorące. Uważam, że los nam nie podaruje tej samej szansy drugi raz.

Pierwszym krokiem było rozpoczęcie badań nad (podwójnym) doktoratem dotyczącym sieci społecznych imperium portugalskiego. Wyjazdy, konferencje naukowe, zagraniczne stypendia w Lizbonie, dzielenie się wynikami pracy z ludźmi z całego świata – wszystko to dało mi możliwość rozwoju osobistego. Jednak głosy rozsądku dalej mówiły, że z doktoratu żyć się nie da. A co gdyby połączyć naukę z czymś bardziej dynamicznym – badać, poznawać, dzielić się wiedzą i kontaktami i tworzyć transkontynentalne sieci? I tak oto pojawiła się nowa możliwość. Pracując w Future Centre Training Coorporation, jako lektorka językowa, rozpoczęłam nowy, intensywny kurs dla pracowników telewizji. Zaowocowało to współpracą z TVP Sport przy obsłudze XXXI Letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. I tak w lipcu tego roku wyruszyłam z ekipą do ukochanej Brazylii. Współtworzyłam cykl 21 reportaży o kulturze Brazylii, o blaskach i cieniach organizowania największego wydarzenia sportowego w kraju rozwijającym się. Poznawałam Brazylijczyków z wielu sektorów – a dotrzeć do nich pomagali mi moi brazylijscy przyjaciele.

Jest to również dowód na to jak ważne jest tworzenie sieci kontaktów, bo znajomość języka i obyczajów danego obszaru to coś więcej niż tylko tłumaczenie. To dzielenie się tajemnicami danej kultury i dzielenie się kontaktami, które budujemy, i o które dbamy podczas naszych podróży. To nawiązywanie znajomości, budowanie długotrwałych przyjaźni i międzynarodowych sieci powiązań. Często zapominamy, że we współczesnym high-tech świecie liczy się przede wszystkim kapitał ludzki.

Język portugalski pozwolił mi na nawiązanie transkontynentalnych przyjaźni, które trwają do dziś. Dzięki niemu poznałam ludzi, którzy zmienili moje życie i mój sposób myślenia.  Niestety jest też jeden mały minus. Jak powiedziała amerykańska antropolog Miriam Adeney:

“You will never be completely at home again because part of your heart will always be elsewhere. This is the price you pay for the richness of loving and knowing people in more than one place”.


Agata Błoch – doktorantka w Polskiej Akademii Nauk, absolwentka CESLA UW, Universidade de Brasília i studentka Historii Portugalskiego Imperium na Universidade Nova de Lisboa. Poliglotka znająca 6 języków: portugalski, hiszpański, włoski, kreolski, angielski i niemiecki. Miłośniczka Ameryki Południowej i wierna zwolenniczka CouchSurfingu. Zafascynowana portugalskimi dawnymi koloniami. Wierna książkom wielkiego brazylijskiego pisarza Jorge Amado. Nocami ćwiczy Capoeira Angola.